Kawałek roku 2016

Kawałek roku 2016
Wiecie co, od kilku dni zastanawiałem się jaki kawałek mógłbym określić piosenką roku 2016. Bo muszę Wam się przyznać, że żaden kawałek puszczany w radio w 2016 roku jakoś nie zapadł mi w pamięć. Z internetowymi hitami też jakoś kiepsko w tym roku. Oczywiście, są piosenki z poprzednich lat, do których ciągle wracam, ale w tym roku jakoś nic nie zapadło mi szczególnie w pamięci. Przeglądałem nawet zestawienia publikowane przez stacje radiowe i oczywiście przypomniało mi się kilka fajnych kawałków, np. "Closer" w wykonaniu The Chainsmokers, czy "Send My Love" Adele. Ale prawda jest taka, że z pewnego, wspaniałego, powodu w roku 2016 jakoś byłem odcięty od tego co słuchał świat. Powód, ten wspaniały, jest taki, że w 2016 nie poświęcałem wolnych chwil na słuchanie tego co chcę, ale na muzykę, która się spodoba Anakinowi. A Anakin, jak to (obecnie) 7 miesięczne bobo potrafił sobie przysnąć przy Adele, mało tego, wygląda na to, że bardzo lubi "Waka Waka" i Shakirę, a kiedy przed świętami puściłem mu "All I want for christmas", to reakcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Na jego playliście jest wielu "dorosłych" wykonawców - Queen, Jackson, Armstrong, Lennon, Scorpions... ale hit jest tylko jeden.

Hit, to kawałek, który od mniej więcej lipca puszczałem mu codziennie, a w połączeniu z teledyskiem wywoływał najbardziej pozytywne reakcje. Hit ten znamy wszyscy, nie powstał on w 2016. Ba, niektóre źródła podają, że grano go już na słynnym weselu w Kanie Galilejskiej. Ale nikt, kto w ostatnich miesiącach spędził u mnie w domu przynajmniej jedno popołudnie, nie zaprzeczy, że "Kaczuchy" nagrane przez Bzyk.tv to tegoroczny hit w nicponiowym domu. Tak, Moi Drodzy, w tym roku to Anakin dyktował czego mam słuchać :)


Read More

Pniewskie

Pniewskie
Jakieś dwa tygodnie temu wspominałem, że posłuchałem pani ze sklepu koło mojej pracy i kupiłem bardzo dobre piwo. Nie wspomniałem, że tak na prawdę kupiłem dwa piwa. Drugie to było Pniewskie, ciemne, pasteryzowane, które zrecenzuję Wam właśnie teraz.

Pniewskie, co prawda wyprodukowane nie w Pniewach, lecz w okolicach Nakła, to piwo typu irlandzkiego. Jest bardzo ciemne, średnio gazowane, a na górze ścieli się gruba, karmelowa piana.

Spodziewałem się, że będzie podobne do Swojskiego, jednak w tym przypadku po łyku, odczuwamy karmelowy smak, po którym nie następuje goryczka. Słodycz piwa zanika samoistnie i daje się wyczuć smak czystej wody. Browar, który warzy to piwo musi korzystać z dobrego źródła wody, bo to wyraźnie odczuwa się z każdym łykiem. Pani ze sklepu po raz kolejny miała rację, będę wracać także po to piwo.

Oceniam je na 5.
Read More

Łotr 1

Łotr 1
Kiedy w kwietniu usłyszałem, że powstaje "Łotr 1", zastanawiałem się, czy pomysł realizacji filmów osadzonych w świecie Gwiezdnych Wojen nie doprowadzi do nakręcenia słabych filmów w celu wyciśnięcia jak największej ilości dolarów z Sagi. Ponieważ zwiastun jednak rozbudził nadzieje na dobry film, nie mogłem się doczekać grudniowej premiery. Wczoraj wreszcie udało mi się obejrzeć Nicponia, tzn. Łotra.

I jaka jest moja reakcja? Bardzo, na prawdę bardzo optymistyczna. "Łotr 1" przerósł wszelkie moje oczekiwania, obawiałem się słabej produkcji, a obejrzałem historię wojenną, osadzoną w świecie Star Wars, pełną akcji, nie przegadaną, z jak zawsze dobrą muzyką (nawiązującą do motywów przewodnich Sagi, ale w większości przypadków zupełnie inną). Nie wiem kiedy minęły mi te dwie godziny, a wychodząc z kina żałowałem, że już się skończyło.

Czym jest "Łotr 1"? To film, który opowiada nam jak doszło do wykradzenia planów Gwiazdy Śmierci. Mamy w niej zupełnie nowych bohaterów, których raczej nie spotkamy w innych filmach. Mamy także typowe dla gwiezdnych trylogii (starej, nowej i najnowszej) skomplikowane motywy rodzinne, jest też oczywiście trochę irytujący droid. Na ekranie przemyka kilkoro znanych nam bohaterów. Choć nie jest to film, w którym rodzina Skywalkerów gra pierwsze skrzypce, to jej przedstawiciele również się pojawią. Dostajemy także odpowiedź na pytanie nurtujące wszystkich fanów "Gwiezdnych Wojen": dlaczego konstruktorzy dopuścili do tego, aby szyb wentylacyjny Gwiazdy Śmierci nie był niczym osłonięty!

Przyznaję, że pomysł realizacji serii "Gwiezdne Wojny Historie" był dobry. Jeśli kolejne filmy będą trzymać poziom Łotra, będziemy mieć poważną konkurencję dla wszystkich gwiezdnych trylogii. Nie będą tylko zaostrzeniem apetytów przed Epizodami VIII, IX, X, XI... i tak dalej. Będą filmami, na które fani będą czekać z niecierpliwością.
Read More

Najważniejsza książka na półce

Najważniejsza książka na półce
A dzisiaj chcę Wam polecić dzieło niezwykłe, najmniejsze objętościowo ze wszystkich, które recenzowałem, ale największe, pod względem wagi dla każdego z nas. Dzieło, o którym ludzie często mówią, do którego nieustannie się odnoszą, ale chyba mało kto je przeczytał. To dzieło nie ma rozbudowanej akcji, bohater jest jeden, choć zbiorowy (mniej więcej 38 milionowy). I choć nie jest to lektura pasjonująca i wciągająca jak szwedzkie kryminały, czy nasza rodzima fantastyka, to jednak każdy powinien je choć raz przeczytać że zrozumieniem.

Tym dziełem jest oczywiście Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Aby móc to dzieło stworzyć musieliśmy stoczyć prawdziwe boje, najpierw z obcymi armiami, a potem z własną, choć narzuconą. Kiedy w końcu możliwe było jego powstanie, powstawało w bólach, wśród krzyku z parlamentarnych ław, a jednak pomimo przeciwności udało się je stworzyć. Cóż, nie jest aktem idealnym, ale pomimo wszystkich niedoskonałości w swoich 243 artykułach udaje się jej osiągnąć kompromis. W ten sposób wytycza drogę, którą powinniśmy iść.

Droga którą wytycza Konstytucja wiedzie od istoty naszego państwa, przez wolności, prawa i obowiązki każdego z nas, określa czym jest prawo, by potem przedzierać się przez meandry władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Dalej określa jak kontrolować władzę i jak chronić nasze bezpieczeństwo. Prawo może być lepsze lub gorsze, z ustaw możemy być zadowoleni lub nie, ale każdy przepis musi być jak kawałek puzzli. A wszystkie razem muszą tworzyć spójną całość. Po co? Po to, abyśmy nie utracili tego, co przez tyle lat wypracowywaliśmy.

Konstytucja to akt, który powinniśmy przeczytać wszyscy. Politycy po to, aby jej przestrzegać, a my - obywatele, aby nie dać się oszukać. Można, a właściwie to trzeba nad nią dyskutować. Można zastanowić się ile i w jaki sposób w niej zmienić. Ale póki obowiązuje, należy się do niej stosować, abyśmy nie wrócili do czasów, kiedy wolność była tylko pustym frazesem.

Szczególnie polecam ją politykom. WSZYSTKIM!

Read More

Trzej muszkieterowie

Trzej muszkieterowie
Nie przypuszczałem, że tak mnie wciągnie ta książka. Oczywiście, znałem już wcześniej "Trzech muszkieterów", tyle że od strony filmowej. Nawet nie zliczę ile widziałem ekranizacji najsłynniejszej powieści Dumasa, ale samej książki jakoś dotąd nie czytałem. Sam nie wiem dlaczego.

Ten stan trwał aż do teraz, a wszystko zaczęło się dlatego, że nie miałem co czytać. Akurat skończyłem jedną książkę, nic nowego nie miałem, był weekend, więc biblioteka zamknięta. A tymczasem na półce odkryłem wydanie "Trzech muszkieterów", dołączone kiedyś do Wyborczej. Pomyślałem, że poczytam sobie, a w wolnej chwili wpadnę do biblioteki i wypożyczę sobie jakiś kryminał. Nawet nie wiedzie jak bardzo się pomyliłem, jak już chwyciłem Muszkieterów, to nie mogłem się od nich oderwać.

Muszkieterowie to klasyka gatunku. Powieść przygodowa, pełna intryg, zarówno politycznych, jak i miłosnych. Momentami nieco naiwna, trochę ugrzeczniona, ale mimo przeszło 170 lat, które minęły od napisania, jest nie mniej interesująca niż literatura napisana w ostatnich kilkunastu latach. Jeśli tak samo jak ja, nie czytaliście jeszcze "Trzech muszkieterów", jeżeli chcecie poznać Atosa, Portosa, Aramisa i d'Artagnana, jeżeli chcecie wplątać się w intrygi kardynała Richelieu i tajemniczej Milady, to nie czekajcie, tylko weźcie Muszkieterów do ręki i czytajcie. Nie zawiedziecie się.

Read More

Panie Bohdanie...

Panie Bohdanie...
...wygląda na to, że tam po drugiej stronie szykują jakiś program kabaretowy na święta. Może potrzeba kogoś kto zna się na produkcji bombek (oczywiście choinkowych). A może potrzeba ekspedienta, który będzie sprzedawać towar z tyłu jakiegoś niebiańskiego sklepu. Kto wie, być może potrzebny był tam Edzio - listonosz, w końcu ktoś musi przynosić rentę pani Krysi Feldman.

Panie Bohdanie, dziękuję za chwile śmiechu i refleksji. Dziękuję za "Sześć dni z życia kolonisty", które w dzieciństwie słuchałem tak intensywnie, że dziś kaseta nie nadawałaby się do odsłuchania. Dziękuję za skecze z Teya, które stały się dla mnie ważnym uzupełnieniem lekcji historii.

Dziękuję wreszcie za tę piosenkę (wciąż tak bardzo aktualną), która tak często dźwięczy mi w głowie w drodze do pracy, która wiedzie Garbarami - szarymi marami. Odpoczywaj w pokoju!


Read More

Wspomnienia z lat okupacji

Wspomnienia z lat okupacji
Kiedy słyszymy o II Wojnie Światowej, na myśl najczęściej przychodzą nam wielkie bitwy, z udziałem czołgów, czy samolotów. Kiedy zaś ktoś wspomina o ruchu oporu, albo o państwie podziemnym, wyobrażamy sobie Powstańców Warszawskich, ewentualnie partyzantów. Ale wystarczy trochę popytać dziadków, żeby dojść do wniosku, że II Wojna rozgrywała się nie tylko tam, na polach bitewnych, nie tylko w stolicy, ale także blisko nas. Czasem tuż obok. A swój wkład w walkę o wolność mieli ludzie, którzy jeszcze dziś mieszkają po sąsiedzku. Często zapominamy o poświęceniu zwykłych ludzi, którzy swą młodość, a niejednokrotnie życie oddali walce z okupantem nie w okopach, nie w bezpośrednim starciu, lecz po kryjomu przekazując meldunki, rozkazy, ukrywając dokumenty Polskiego Państwa Podziemnego.

Pewnego dnia zapytałem o wojnę swoją babcię, w która w 1939 roku była dwunastoletnią dziewczynką, córką nauczyciela, dawnego legionisty. Jej opowieść postanowiłem spisać i opublikować w sieci. Tekst, który zamieszczam poniżej, to wspomnienia z czasów okupacji, relacja z działalności konspiracyjnej w Powiecie Tureckim (Wielkopolskie) opowiedziane przez Krystynę Maciejewską z domu Michalkiewicz. Opowiadanie to zamieściłem na starej stronie Nicpon.eu w 2009 roku, teraz publikuję je ponownie, na tym blogu.

Rodzina Michalkiewiczów, około 1941 r.
        Wrzesień 1939 roku, pomimo druzgocącej klęski Rzeczypospolitej w starciu z dwoma najeźdźcami, nie zabił w Polakach pragnienia wolności. W okupowanym kraju dość szybko zaczęły powstawać, początkowo niezależne od siebie, podziemne organizacje. Niektóre z nich nosiły wyraźne zabarwienie polityczne, były także takie, których jedynym programem była wolność. Jednak wszystkie one dążyły do utworzenia konspiracyjnych struktur państwa polskiego, walczącego o wyzwolenie. W Powiecie Tureckim pierwsze podziemne organizacje zaczęły powstawać już pod koniec 1939 roku, w 1940 r. działały: Służba Zwycięstwu Polski i Związek Walki Zbrojnej. Dowodzili nimi Wojciech Jankowski ps. „Przemysław” i Józef Kubicki ps. „Lech”. Istniała także  silna organizacja NOW – dowodzona przez Kazimierza Fiodorowa ps. „Tadek”. Należeli do niej również Stefan Ryta ps. „Kruk”, Roman Konieczyński ps. „Ful” – zawodowy plutonowy z 1939 r., który w w. wym. organizacji był szefem wyszkolenia, a także Józef Mazurkiewicz (ps. nie znam) i Zygmunt Baszkowski ps. „Śmiały”. Zebrania powyższych organizacji odbywały się w prywatnym domu na Obrzębinie.

      Latem 1941 roku do ZWZ został przez państwa Irenę i Józefa Kubickich zwerbowany mój ojciec – Eugeniusz Michalkiewicz, który przybrał  pseudonim „Stefan”. Eugeniusz Michalkiewicz mieszkał wówczas z rodziną w majątku ziemskim Żeroniczki, w Powiecie Tureckim, pracował tam jako księgowy do czasu powołania do wojska niemieckiego właściciela – barona von Koskull. Po powołaniu barona do wojska, Eugeniusz Michalkiewicz zarządzał całym majątkiem. Moja rodzina pochodzi z ziemiaństwa, dlatego ojciec miał doświadczenie w zarządzaniu, choć w czasie okupacji nikomu o tym nie mówił, gdyż w tamtym okresie ukrywał się w Żeroniczkach przed wywozem do obozu koncentracyjnego. Po powołaniu do wojska niemieckiego właściciela innego majątku – Psary, ojciec mój przez trzy dni w tygodniu musiał zajmować się także tym majątkiem. Pozostały czas pracował w Żeroniczkach, gdzie otrzymał po poprzednim zarządcy domek z wyposażeniem.

      Po zwerbowaniu do ZWZ i po scaleniu wszystkich organizacji w lutym 1942 roku w organizację Armii Krajowej, Eugeniusz Michalkiewicz został kwatermistrzem AK na Powiat Turecki. Komendanci AK dość często się zmieniali, byli nimi: Wojciech Jankowski, Józef Mazurkiewicz, Kazimierz Fiedorow – wszyscy zostali aresztowani i wywiezieni do obozów (do dziś nie wiadomo kto ich wydał). Wojciech Jankowski był w obozie dość krótko – z nieznanego mi powodu został rozstrzelany. Inni komendanci pochodzili z terenu Kalisza: Marian Kwiatkowski ps. „Konrad”, a także „Cezary” i „Duży Janek” (nazwisk niestety już nie pamiętam), a także wielu innych, których pseudonimy oraz nazwiska uleciały już z mej pamięci. Działalność tutejszej Armii Krajowej obejmowała powiaty: Turecki, Koniński i Kolski.

      Ojciec mój pełnił nie tylko funkcję kwatermistrza, w naszym domu znajdowała się także poczta główna. Do ojca zgłaszali się żołnierze AK z innych, „spalonych”, okręgów, on z kolei kierował ich w bezpieczne miejsca i załatwiał fałszywe dokumenty. Dokumenty były wystawiane na nazwiska zmarłych, a wystawiał je wciągnięty przez mojego ojca Wacław Janecki – przedwojenny sekretarz gminy Przykona, w trakcie wojny również pracujący w tej gminie. Do kwatermistrza napływała poczta, dostarczana przez kurierów, a także pieniądze na potrzeby AK, tj. na zakup broni, wyjazdy łączników w teren (przeważnie do Łodzi, gdyż Obwód AK Turek podlegał Podcentrali Południowo – Wschodniej VK Okręg Łódź). Ojciec mój mieszkał na wspomnianym terenie dość krótko i nie poznał mieszkających tam ludzi na tyle, aby z pełnym zaufaniem wciągnąć ich do konspiracji. Dlatego był zmuszony przyjąć nas - własne córki do służby w charakterze łączniczek. Ja, Krystyna, mimo młodego wieku (miałam wówczas 15 lat), zostałam wobec rodziców (moja matka, Józefa Michalkiewicz ps. „Ziuta” również należała do AK) zaprzysiężona i w ten sposób zostałam członkiem Armii Krajowej – łączniczką o pseudonimie „Krysia”. Przenosiłam pocztę i grypsy, a często (dla bezpieczeństwa) również meldunki ustne. Ponadto ojcu udało się zwerbować dwóch zaufanych pracowników majątku Psary – Józefa Kuczkowskiego i Antoniego Izydorczyka, do których należało zbieranie oraz kupowanie broni od osób, które po nawale wojennej ją przetrzymywały. Broń miała zostać użyta podczas planowanego pospolitego ruszenia.

      Głównym punktem kontaktowym był punkt znajdujący się w Turku, u Stefana Ryty ps. „Kruk”. Jeździłam również do Dobrej do doktora Mackiewicza i pań Zegarowskich. W 1943 roku podjęłam pracę u baronowej von Koskull, jako opiekunka jej dzieci. W związku z tym funkcję łączniczki przejęła moja siostra Elżbieta ps. „Ela”, która pracowała w sklepie jako ekspedientka. Sklep w którym pracowała, prowadzony był przez Polaków, którzy zostali przez nas poinformowani o naszych działaniach w konspiracji. Dzięki temu Elżbieta mogła w razie konieczności zwalniać się z pracy i zajmować się łącznictwem.

      W 1943 roku komendantem na Powiat Turecki został Michał Kurdzielewicz ps. „Stach”, który po wsypie w organizacji w Powiecie Wieluńskim, został skierowany na Powiat Turecki. Pod koniec 1943 roku przyjechał Władysław Stępień ps. „Karol”, który miał zająć miejsce „Stacha”, lecz w lutym 1944 roku, jadąc do kwatermistrza w Żeroniczkach został zatrzymany i aresztowany. Po kilku dniach wywieziono go do obozu w Dachau, który udało mu się przeżyć, jednak po wojnie nie wrócił już do Polski – wyjechał do Kanady, gdzie zmarł w latach dziewięćdziesiątych.

      W związku z aresztowaniem „Karola”, funkcję komendanta nadal pełnił „Stach”, utrzymując stałe kontakty z kwatermistrzem Eugeniuszem Michalkiewiczem i głównym punktem kontaktowym u Stefana Ryty ps. „Kruk” w Turku przy ul. Kaliskiej 20. Stefan Ryta był jednym z najodważniejszych i najbardziej pracowitych konspiratorów. Zwerbował do konspiracji swojego ucznia krawieckiego (Stefan Ryta prowadził warsztat krawiecki) Leonarda Kolędę ps. „Leonek”, który mimo młodego wieku (miał wówczas 20 lat) okazał się bardzo odważnym konspiratorem. Przewoził nie tylko prasę i meldunki, ale także broń. Jego kontakty w terenie były bardzo rozległe i częste, szczególnie z kwatermistrzem, od którego odbierał meldunki, które później dostarczał do Koła i Konina. Podczas nieobecności mojego ojca, kontaktował się z pozostałymi członkami naszej rodziny – moją matką, siostrą oraz ze mną.

      Inną osobą, która wykazała się wielką odwagą w czasie okupacji, była żona Stefana Ryty – Marianna Ryta ps. „Maria”. Była to kobieta skromna, ale bardzo dzielna, wspólnie z mężem przyjmowała pod swój dach nowo przybyłych konspiratorów, którzy jeszcze nie zdążyli znaleźć pracy ani mieszkania. Mieli oni zapewnione u niej lokum i wyżywienie, dopóki nie zostali rozmieszczeni w odpowiednich miejscach. Nawet po aresztowaniu męża w 1944 roku nie załamała się i do końca wojny spełniała wspomniane czynności.

      Po aresztowaniu „Karola” – Władysława Stępnia, komendant „Stach” i kwatermistrz „Stefan” podjęli decyzję o przekazaniu mi wszelkich dokumentów związanych z konspiracją. Pracowałam i mieszkałam wówczas we dworze, gdzie miałam możliwość przechowywania blaszanej skrzynki z wszelkimi dokumentami i pieniędzmi. W ten sposób chroniłam dom moich rodziców, w wypadku wsypy hitlerowcy niczego by w naszym domu nie znaleźli, gdyż wszystkie dokumenty znajdowały się w niemieckim dworze.

      Po znalezieniu odpowiedniej kryjówki, nocą przeniosłam dokumenty. Kiedy do kwatermistrza przyjeżdżał na narady „Stach” oraz kurierzy, byłam przez rodzeństwo powiadamiana. Pod osłoną nocy przenosiłam skrzynkę, a po naradach, które często kończyły się o godzinie 2, zabierałam wszystko ze sobą i wracałam do dworu. Były to dla wszystkich stresujące godziny. Najważniejsze było, aby wracając nie natknąć się na nocnego stróża albo żandarmów, którzy często kontrolowali ten teren.

      Moja konspiracja trwała do listopada 1944 roku, kiedy musiałam wyjechać z baronową i jej dziećmi do majątku Chylin, a następnie do jej rodziców do Wronek. Moja siostra Elżbieta przestała być łączniczką w lipcu 1944 roku, gdyż została wtedy wywieziona do kopania okopów w okolicach Świnic Warckich. Po niej łączniczką została nasza najmłodsza siostra Halina. W 1944 roku Armia Krajowa w Powiecie Tureckim liczyła 1614 żołnierzy. Ojciec mój w tym czasie został przeniesiony do majątku Żuki. „Stach” w październiku 1944 został aresztowany w punkcie kontaktowym w Łodzi, podczas odbywającej się narady kurierów; wsypał ich aresztowany wcześniej Akowiec o ps. „Dziadek”. Po aresztowaniu zostali wszyscy osadzeni w Radogoszczu. „Stach” był katowany, ponieważ znaleziono przy nim kwity z podpisami mojego ojca – „Stefan”, Niemcy koniecznie chcieli się dowiedzieć kim jest ten „Stefan”. „Stachem” w więzieniu zajmował się Teodor Müller ps. „Hugo” – Niemiec, który pochodził z Turku i w czasie okupacji współpracował z AK, m. in. zatrudniał w swojej fabryce Akowców spalonych na innym terenie. Müller został aresztowany już w maju 1944 roku i osadzony w tym samym więzieniu, w którym później znajdował się „Stach”. Dzięki pomocy Müllera, któremu jako Niemcowi było łatwiej porozumieć się ze strażnikami, „Stach” przetrzymał katorgę. Siostra Teodora Müllera – Edyta przekazała Zygmuntowi Baszkowskiemu ps. „Śmiały” gryps z ostrzeżeniem dla mojego ojca. Obawiano się, że „Stach” nie wytrzyma tortur i może zacząć mówić. Ten jednak nikogo nie wydał i gdy zbliżała się wojna z Rosjanami znalazł się z Müllerem w grupie więźniów pędzonych przez Niemców do Rzeszy (część więźniów została od razu zamordowana). Podczas noclegu w okolicach Szadku, Stach i Müller zbiegli.

      Pomimo wszelkich ostrożności, ojciec mój nie przeżył wojny. W grudniu 1944 roku ukrywając się w lesie, w obawie przed ewentualnym złamaniem „Stacha”, nabawił się ciężkiego zapalenia płuc. Gdy zagrożenie minęło i wrócił do domu, właściciel majątku nie pozwalał mu leżeć w łóżku, lecz nakazał iść do pracy z 40 stopniową gorączką. Eugeniusz Michalkiewicz ps. „Stefan” zmarł 29 grudnia 1944 roku.

     Po śmierci ojca zamieszkaliśmy w Turku, w poniemieckim baraku przy ul. Milewskiego, gdzie zajmowaliśmy mieszkanie z kuchnią i łazienką. Jednak byliśmy bardzo biedni, pomimo tego, że moja najstarsza siostra pracowała w sklepie jako ekspedientka. Na początku marca 1945 roku (Turek w tym momencie był już wyzwolony) przyszli do nas państwo Kubiccy z prośbą o wynajęcie jednego pokoju dla ukrywającego się w Turku Akowca, pochodzącego z Dąbrowy Górniczej, którego powrót w rodzinne strony w tym czasie nie był możliwy. Akowiec ten pracował pod przybranym nazwiskiem Zygmunt Skorupski w starostwie, gdzie dzięki jego staraniom otrzymałam pracę w Dziale Aprowizacji jako referent. Kierownikiem tego działu był również były Akowiec Roman Thomas.

      Cały czas mieliśmy pod opieką skrzynkę z dokumentami, która przetrwała trzykrotną rewizję UB. Pierwsza rewizja była niezbyt dokładna, odbyła się w czasie aresztowania Zygmunta Skorupskiego. Potem przenieśliśmy skrzynkę do pralni, gdzie została ukryta pod kotłem do gotowania bielizny i przysypana popiołem. Tam znajdowała się podczas następnych rewizji i nie została odnaleziona.

      W połowie 1972 roku przyjechał do mnie ostatni komendant AK ps. „Stach” z prośbą o wydanie skrzynki, gdyż rozpoczął pisanie książki o działalności AK na tym terenie. Dał mi do przeczytania 100 stron rękopisu. W związku z tym skontaktowałam się z moją mamą, która w tym czasie odwiedzała najmłodszą córkę w Gdańsku i poprosiłam o radę dotyczącą dalszych losów dokumentów. Moja mama stwierdziła, że nikomu innemu by tych dokumentów nie wydała, jednak „Stach” był nam dobrze znany i dlatego wyraziła zgodę na przekazanie mu tej skrzynki. Niestety później okazało się, że „Stach” już w tym czasie chorował na raka i wkrótce zmarł nie zdążywszy wydać książki.

      W 1989 roku, gdy powstawało w Turku Koło Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, zwrócił się do mnie dr Marian Woźniak - historyk poznańskiego okręgu AK, z prośbą o wydanie wspomnianych akt, o których dowiedział się od „Karola” z Kanady. Doktor Woźniak zdążył jeszcze otrzymać od „Stacha” początek książki i dowiedziawszy się ode mnie o losach skrzynki z dokumentami, udał się do żony „Stacha”, która stwierdziła, że nic nie wie o żadnych dokumentach. Moje kolejne spotkanie z doktorem Woźniakiem nie doszło już niestety do skutku, kilka godzin przed moim przyjazdem do Poznania, w celu wyjaśnienia kilku spraw związanych z działalnością AK, dr Woźniak zmarł na zawał serca.

      Koło AK w Turku działało dobrze do roku 2008, kiedy to zawiesiliśmy naszą działalność z powodu śmierci prezesa i wiceprezesa oraz wielu członków. Obecnie z 42 członków pozostałam już tylko ja. Dokąd sił i zdrowia starczy będę przekazywać kolejnym pokoleniom pamięć o naszych działaniach w konspiracji, czego częścią jest również ta opowieść.
Read More

Swojskie Ciemne

Swojskie Ciemne
Jakiś czas temu po pracy wpadłem do znajdującego się nieopodal sklepu. Kupiłem parę typowych rzeczy, a że miałem ochotę na jakieś dobre piwo, zacząłem się rozglądać wśród wystawionych butelek. Wtedy pani sprzedająca poleciła mi Swojskie Ciemne z Piły. Jak stwierdziła, kiedy go spróbuję, na pewno wrócę po jeszcze. Miała rację, wróciłem po kolejne.

Już na samym początku muszę Wam napisać, że jest to jedne z lepszych piw, jakie przyszło mi pić w ostatnim czasie. Chociaż wydobywający się zaraz po otwarciu butelki aromat nie należy do szczególnie intensywnych, to czekoladowy kolor i gęsta, kremowa piana obiecują coś na prawdę dobrego.

Nie jest to obietnica bez pokrycia. Piwo jest słodkawe, karmelowe, jednak zaraz po wzięciu łyka, następuje dominacja goryczki, która równoważy pierwsze doznanie. To połączenie sprawia, że Swojskie przyciąga. Po każdym łyku chce się kolejnego, aż ujrzymy dno.

Czas jeszcze na ocenę - jak dla mnie to 5.

A w kolekcji jest jeszcze kilka Swojskich. Na nie też przyjdzie czas.

Read More

Wrocław krasnalami stoi

Wrocław krasnalami stoi
Jak powszechnie wiadomo, Wrocław to prawdziwa stolica krasnali. Chyba każdy, w ostatnim czasie odwiedził to piękne miasto, przynajmniej raz natknął się na krasnala. Ale czy wiecie skąd się wzięły te krasnale? Jest na to wiele teorii, niektóre głoszą, że krasnale zamieszkują te tereny od wieków. Podobno pierwsi Wrocławianie byli właśnie krasnalami. Są tacy, którzy uważają, że krasnale do dziś pomagają mieszkańcom miasta - dokarmiają głodnych, sprzątają po psach...

Krasnale rozsławiły Wrocław w latach 80 tych XX wieku. Wtedy to za sprawą Waldemara Fydrycha, znanego też jako Major, krasnale włączyły się w ruch Pomarańczowej Alternatywy i rozpoczęły obalanie komunizmu poprzez jego ośmieszenie. Stały się symbolem tego ruchu oraz miasta, w którym się on narodził. Dzisiaj są hołdem oddanym Pomarańczowej Alternatywie oraz znakomitą promocją samego Wrocławia.

Niniejsza galeria to kolejny materiał przeniesiony ze starej strony Nicpon.eu. Zdjęcia wykonałem podczas dwóch wizyt we Wrocławiu, w roku 2006 i 2011.






























 
Read More

Polędwiczki w bazylii i piwie

Polędwiczki w bazylii i piwie
Składniki:
2 polędwiczki wieprzowe
2 cebule
sól
pieprz
bazylia suszona
mąka
piwo (1 szklanka)


Przygotowanie:
Umyte i osuszone polędwiczki kroimy na plastry o grubości około 2 cm. Każdy plaster rozgniatamy dłonią.

Następnie posypujemy je solą, pieprzem i bazylią. Soli nie sypiemy zbyt dużo, za to pieprzu i bazylii nie żałujemy. Tak przygotowane mięso zostawiamy na około 30 minut. Następnie kroimy cebulę w półplasterki i obficie solimy. Na rozgrzany na patelni olej kładziemy cebulę i smażymy aż do zeszklenia.
W tym czasie posypujemy polędwiczki mąką.
Kiedy cebula się zeszkli, zdejmujemy ją z patelni i na tym samym oleju (ewentualnie możemy go trochę dolać) smażymy mięso z obu stron. Gdy mięso się podsmaży, wrzucamy z powrotem cebulę, polewamy piwem i smażymy na małym ogniu aż piwo wyparuje.

Potrawa najlepiej smakuje z ziemniakami. Podana ilość z pewnością zadowoli 3 osoby.

Smacznego!



Read More

Kawałek z "Młodego Papieża"

Kawałek z "Młodego Papieża"

Oburza, szokuje, śmieszy... na pewno wciąga i intryguje. Nie ma co ukrywać, Młody Papież to najciekawsza produkcja telewizyjna tego roku. Ale nie recenzję chcę wam tu zaprezentować; tę napiszę, jak obejrzę wszystkie odcinki pierwszej serii. Ten wpis będzie raczej poświęcony muzyce, którą słyszymy podczas czołówki większości odcinków.

Już sama czołówka miażdży, ale muzyka, która leci w tle wgniotła mnie w fotel tak samo jak obraz na ekranie. Postanowiłem odszukać ten kawałek. Okazuje się, że to instrumentalna wersja utworu Watchtower brytyjskiego rapera Devlina. Kawałek pochodzi z jego singla wydanego w 2012 roku pod tym samym tytułem i przyznaję, że od kilku dni jest najchętniej słuchanym utworem w moim domu.

 
Read More

Srutututu

Srutututu
To był zwyczajny piątek w korpo... siedziałem i robiłem co do mnie należy, z utęsknieniem oczekując na 15.30, o której to miał dla mnie zacząć się weekend. I nagle, zupełnie przypadkiem, natrafiłem na dane pewnego przedsiębiorstwa. Przedsiębiorstwa, które wygrało mój prywatny konkurs na najbardziej oryginalną nazwę. Ciężko będzie ich przebić. Szanowni Państwo, oto przedsiębiorstwo mające najlepszą nazwę w Polsce: Srutututupęczekdrutu Spółka Cywilna :)

 
Read More

Radosnego Święta Niepodległości!

Radosnego Święta Niepodległości!
Było to dawno, ale już w XXI wieku. Spędzałem miło czas na Erasmusie, kiedy nadszedł 11 listopada i z grupą rodaków postanowiliśmy zorganizować w akademiku "Polish Party". Co prawda do ojczyzny daleko nie było, ale tak nam się zatęskniło, że zorganizowaliśmy polskie napoje, zamknęliśmy się w kuchni i przygotowaliśmy kilka polskich potraw. Impreza udała się znakomicie, ale to, co najbardziej zapadło mi w pamięci, to pewien moment z przygotowań. Kiedy czarowaliśmy jedzenie, do kuchni raz po raz wpadało międzynarodowe towarzystwo. Nawiasem mówiąc byli ciekawi gotowanej w wielkim garze potrawy z kiszonej kapusty ;) Ale kiedy mówiliśmy, że jeszcze nie gotowe, niektórzy próbując coś ugrać pytali nas o to jak obchodzimy w Polsce Święto Niepodległości. Cóż, nie pamiętam już dokładnie co im odpowiadaliśmy, ale nie były to specjalnie barwne opowieści. Coś tam opowiedzieliśmy o uroczystościach, wspomnieliśmy o poznańskich rogalach. Na koniec rozmowy z jednym z Włochów usłyszeliśmy banalne: "Happy Independence Day". No właśnie, takie banalne zdanie, ale przypomina mi się co roku przed 11 listopada.

Pomyślmy, jak świętujemy ten dzień? Nie mówię tu o oficjalnych uroczystościach, które są oczywiste i odbywają się przy tego typu okazjach na całym świecie. Ale jak my, zwyczajni ludzie spędzamy nasze najważniejsze święto? Czy siedzimy przed telewizorem, oglądając transmisję z demolki w stolicy? Czy tradycyjnie wciągamy rosół wkurzając się, że wszystkie sklepy są zamknięte? A może warto by choć raz spróbować inaczej? Nie, nie trzeba gotować gara bigosu i spraszać tłumów gości. Ale można zrobić coś innego.

Wystarczy, że wstaniemy od telewizora i wyjdziemy na spacer. Ok, pogoda nie nastraja, ale przecież od Wszystkich Świętych mamy wyciągnięte z szafy zimowe kurtki i płaszcze, więc zmarznąć nie powinniśmy. Może gdzieś w okolicy jest jakiś koncert albo festyn? A nawet jeśli nie, to można po prostu pospacerować, odwiedzić rodzinę. Można umówić się ze znajomymi na kawę albo i piwo. A można jeszcze banalniej - włączyć radio i posłuchać kilku dobrych, polskich kawałków. Wziąć telefon i zadzwonić do babci, albo dawno niewidzianej cioci. Można też, tak po prostu uśmiechnąć się do sąsiada i powiedzieć: "Radosnego Święta Niepodległości!" Proste? 

Ano proste. Rzeczywistości nie zmienimy i nie ma co ukrywać, że na co dzień zawsze znajdzie się coś, co będzie nas wkurzać. Ale w tym jednym dniu możemy przymknąć na to oko. Denerwuje Cię polityk, który akurat przemawia w tv? To zmień kanał, na pewno gdzieś leci jakaś muzyka. Bo dzisiaj nie jest ważne na kogo głosowałeś. Dzisiaj nie jest nawet ważne czy i do jakiego kościoła chodzisz, albo której drużynie kibicujesz. Nie jest nawet ważne czy piszesz "który" czy może "ktury". Dzisiaj po prostu uśmiechnij się do innych i życz im Radosnego Święta Niepodległości. Wprowadźmy to zawołanie do naszego języka, zaraz obok "Wesołych Świąt" i "Smacznego jajka" i zróbmy coś, żeby ten dzień był dla nas samych radosny, tak po prostu.

Radosnego Święta Niepodległości, kochani!

Read More

Panoramka: Wrocław

Panoramka: Wrocław
Choć od połączenia starej strony z blogiem minął już rok, wciąż mam kilka materiałów, które obiecałem ponownie opublikować na nowym (no, już chyba nie takim nowym) nicponiu. Dziś publikuję galerię z 2011 roku.

Zdjęcia Wrocławia zostały wykonane z wieży Archikatedry św. Jana Chrzciciela na Ostrowie Tumskim. Wieże mają wysokość 91 metrów i można się dostać na ich szczyt za pomocą windy, dzięki czemu są dostępne nawet dla najbardziej leniwych.















Read More